poniedziałek, 24 marca 2014

Amerykański sen - New York...NY czy jak kto woli...

USA - o wizach oraz wyjeździe do tego krają krążą legendy. Każdy chce tam pojechać, a nie każdy może. Przed wizytą w ambasadzie trochę sobie poczytałam. Zawsze lepiej wiedzieć czego można się spodziewać, niż nie wiedzieć. W Internecie znalazła tysiące porad co robić a czego nie. Rzeczywistość okazała się całkiem inna. Uwierzcie mi, nie trzeba być psychologiem czy mentorem aby otrzymać wymarzoną wizę. Siedząc i czekając na swoją kolej, obserwowałam swoich sąsiadów. Jedni byli spokojni, zrelaksowani i pewni siebie, inni bardzo zdenerwowani. I jak łatwo się domyśleć, jedni otrzymywali wizę po kilku chwilach a inni nie.
Moją uwagę zwróciła pewna pani. Podchodząc do "okienka" zaczęła już wyciągać dokumenty z teczki. Pomyślałam, że źle się to skończy i tak było. Zanim jeszcze zdążyła otworzyć teczkę usłyszała - "Nie! Jedzie pani do pracy, przykro mi". Blond pani zdenerwowała się jeszcze bardziej i zaczęła krzyczeć, że ona ma pieniądze i firmę i chce tylko na wakacje. Jak można się domyśleć, nic jej to nie dało. 

Wizyta w ambasadzie amerykańskiej jest dość osobliwym przeżyciem. To swego rodzaju tor przeszkód i to od Ciebie zależy jak sobie z nim poradzisz. Jeśli podejdziesz do tego z pewną dozą humoru i z dużą spokoju, będzie dobrze. Wydaje mi się, że na każdym etapie (rejestracja, rozmowa) osoba, która nas obsługuje widzi nasze zachowanie na swoim ekranie. Dokładnie było to widać w momencie podchodzenia do okienka. Pani która siedziała po drugiej stronie ani razu nie popatrzyła w naszą stronę, ciągle obserwowała monitor. Inaczej było już podczas rozmowy. Zadając pytania czasem na nas zerkała. Pytanie były proste: do kogo, po co, co robimy w Polsce, w jakim kraju byłyśmy jeszcze i wszystko. Rozmowa trwała 30 sekund i zakończyła się pełnym sukcesem - wiza na 10 lat.
Oczywiście w Internecie wyczytałam, że to nie wszystko, że sama wiza nie gwarantuje wjazdu do USA. Może i tak. W sumie niektórzy miewają pecha.
Do Nowego Jorku przyleciałam w czerwcu 2012, była wówczas 2 w nocy. Stałam w kolejce do przejścia i zastanawiałam się jak to będzie i o co będą pytać. Kolejka szybko szła, więc do głowy mi nie przyszło, że minę punkt "emigerjszyn", nawet o tym nie wiedząc. Spodziewałam się niezłego maglowania, a usłyszałam dwa pytania - po co przyjechałam i na ile. Potem usłyszałam - welcom :) a na białej karteczce zobaczyłam wizę na pół roku.


Poniżej mały reportaż z wizyty.

Ameryka może się nie podobać, ale ma coś takiego w sobie, że chce się tam wrócić.





























Targ i niesamowite owoce.





Te owoce są najciekawsze :) i tak trochę się kojarzą ...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Może chcesz coś dodać?